Tak sie zastanawiam czego mi w tym filmie zabrakło. I dochodze do wniosku ,że uczuć i emocji. Przecież wysłanie dzieci w nieznane to trauma i rozpacz. A oni tak jakoś normalnie żegnają się, takie stonowane wszystko. Potem oboje wyjezdżają i tez tak jakoś bez emocji. A kiedy spotykają się po latach to nawet buziaka nie ma . Ona mu mówi, że ma te same okulary i całe przywitanie. On się zachwyca, że gramofon ocalał i maszyna do pisania ale o dzieci nie pyta. W ogóle odnosze wrażenie, że główny bohater bardziej zabiega o przywrócenie do zawodu niż szuka dzieci. A już to ,że nie pojechał do Anglii kiedy się znalazły bo ważniejsze sprawy zawodowe to żałość. Chyba gdyby mógł być sędzią na Kubie to zostałby przy "czekoladce". Ale warto obejrzeć, choć arcydziełem to nie jest.
Ależ to chyba jasne, że przeżycia wojenne wyprały ich z emocji. Druga sprawa, że gostek rzeczywiście nie miał chęci na powrót z Kuby, bo sercem był z drugą nieformalną rodziną. Z tego tez powodu spotkanie po latach wyszło, jak wyszło. On wraca z poczucia obowiązku, ona przeczuwa, że coś jest nie tak.