Nie wiem, czy się mogę z tobą zgodzić. Mało znane filmy są mniej narażone na trollowanie, bo znają je tylko nieliczni napaleńcy.
Ale w kwestii Króla Lwa nie oszukujmy się - obejrzało go większość. Choć obie te bajki są fantastyczne ;) .
Hmm? Osobiście wolę Króla Lwa. Ale błagam was, PRZESTAŃCIE KOMENTOWAĆ FILMY PRZEZ PRYZMAT KRÓLA LWA! Może i Król Lew jest legendą Disneya, no ale błagam was! Możecie chociaż JEDNĄ bajkę, opisać i ocenić, BEZ SŁOWA "KRÓL"!? Kogo obchodzi czy bajka jest "gorsza" czy "lepsza" od Króla Lwa? Albo czy ma wyższą czy niższą ocenę!? Obie są genialne, koniec kropka!
Ja bardzo wiele filmów skomentowałem bez używania słowa "król". No np. pisałem na temat serialu Żółwie Ninja i nie wspominałemo Królu Lwie.
Lol XD. Punkt dla ciebie. Ale gdyby ktoś porównałby te dwie produkcję, to byłby totalny oszołom ^^.
Króla Lwa obejrzałam może ze dwa razy w życiu i nie podnieca mnie w ogóle. Chyba, że część 'Hakuna Matata'. Tym się jaram.
Jestem KOMPLETNIE ODMIENNEGO ZDANIA. Ale każdy ma swoje gusta. Czy będzie to naganne zachowanie, jeżeli spytam się Panią o wiek?
Pełnoletnia. W każdym bądź razie nigdy nie byłam wielką fanką Króla Lwa tak samo jak i Toy Story. Tylko "Piękna i Bestia".
Chodziło mi o konkretnie rok urodzenia, ale to wystarczy. Znaczy że urodziłaś się od 1994 roku w dół. Co znaczy że Król Lew prawdopodobnie wyszedł do kin, w roku twojego urodzenia :). W takim wypadku nie trafił na twoje pokolenie i tyle. Ja miałem cztery lata kiedy dane mi było go ujrzeć.
Z drugiej strony lubisz "Piękną i Bestię" z 1991... Ale cóż... Po pierwsze mogłaś urodzić się wcześniej, po drugie tego rodzaju psychologia nie zawsze działa.
Nie chodzi o żadne trafianie w pokolenie, czy inne psychologiczne dyrdymały. Po prostu nie widziałam w tym nic fajnego. Dalej nie widzę. W każdym bądź razie oglądam bajki Disney'a po kolei, obcykane mam wszystko do Wielkiego Mysiego Detektywa z 1986 i jadę dalej.
"Nie chodzi o żadne trafianie w pokolenie, czy inne psychologiczne dyrdymały." - właśnie o to chodzi, że często chodzi ;). Jest wydział psychologiczny, która bada upodobania do filmów. Wszystkie aspekty, pierwsze wrażenie, oczekiwania, nastawienie, rok urodzenia, to wszystko ma wpływ na ocenę danego filmu. Upodobania są ważne w niewielkim procencie.
Nie jestem psychologiem, wiem to od kolegi (psychologa) i z własnych nieprofesjonalnych obserwacji, więc nie powiem że takie są fakty, jednak jest to bardzo prawdopodobne.
Nie lubisz Króla Lwa? Okeeeeeeej... Każdy ma inny gust. Ja lubię np. AVATAR'a i Catwoman (chyba najbardziej jechany film na świecie). Jednak niczego nie należy wykluczać ;).
Może i jest w tym trochę prawdy, z drugiej strony jednak osoby mające już w pewnym stopniu wyrobiony światopogląd czy również mający swoje upodobania filmowe, są w stanie zauważyć w filmie, że jest świetny, mimo tego, że sam w sobie nie uderza w uczucia danej osoby. Kwestia wyrobienia.
Przy okazji, nie oglądałam Avatara, cały ten szum wokół niego sprawił, że chęć obejrzenia tego filmu jest u mnie na minusie. Jednak jak zajrzysz sobie u mnie na najwyżej oceniane, zobaczysz jakie wielbię szmelce :D
"cały ten szum wokół niego sprawił, że chęć obejrzenia tego filmu jest u mnie na minusie"
No właśnie, jest to jeden z wymienionych przeze mnie aspektów. Niektórzy czują niechęć do tego filmu już na początku (tak jak ja), niektórzy natomiast oczekują nie wiadomo czego. BARDZO CZĘSTO to właśnie ci drudzy stają się później anty-fanami. Gdyż niektórzy idąc na AVATAR'a oczekiwali że serce im stanie, walnie ich na podłogę i będą płakać jeszcze dzień po seansie. Ja tak nie myślałem. Od początku mówiłem sobie "Typowa historyjka. Gościu idzie na obcą planetę, spotyka córkę wodza, w której oczywiście musi się zakochać. Bo jakże by inaczej?". Efekt? Zakochałem się w tym filmie. Polecam, nawet jeśli miałby ci się nie spodobać. Musisz wyrobić własne zdanie, a nie dawać mu minusy bez obejrzenia ;).
BTW: Twoje upodobania to wcale nie szmelce. A w każdym razie nie w moim mniemaniu. Bardzo kiedyś lubiłem "Anastazję". "Upiór w operze" to przecież klasyk. 300 akurat nie cierpię z całego serca, ale ma on sporo fanów i jest dosyć... Wymagający... Reszty nie oglądałem ;).
Widzę jeszcze że gustujesz w starszych filmach ("Bambi", "Aryskotraci", "101 Dalmatyńczyków"). "Król Lew" jest jednym z "średniowiecznych" filmów Disney'a, stawiał na efekciarstwo i ładną animację. Lubisz "Dinozaur", "Pocahontas", "Mulan"? Mógłbym rzucać tytułami w nieskończoność, ale nie o to chodzi ;).
Mam wszystkie filmy pełnometrażowe Disney'a począwszy od Królewny Śnieżki i oglądam po kolei, chcąc zobaczyć jak zmieniały się główne motywy. I następna w kolejce jest Mała Syrenka.
Nie daję minusów bez obejrzenia, po prostu odmawiam zobaczenia. To inna sprawa. :D
Ja w każdym razie zalecam, byś jednak obejrzała. Ilość reklam czy jakiekolwiek oceny innych, nie powinny raczej wpłynąć na twoją decyzję. A skoro wokół filmu jest taki szum, to chyba należałoby sprawdzić dlaczego, nie? ;)
No i wyjaśniona niechęć do Króla Lwa ^^!
Ehh... Jak chcesz. Moim zdaniem z takim podejściem sporo tracisz. Czasem "mainstreamowe rzeczy" są naprawdę warte uwagi.
No wiem, nawet często. Jednak nie należy rezygnować z tych, co robią furorę :P.
Po obejrzeniu wszystkich produkcji animowanych najpopularniejszego studia w historii, uważam, że "Lis i Pies" to najlepszy film animowany jaki wyszedł spod ręki ludzi reprezentujących Disneya. "Król Lew" u mnie jest na 5 miejscu. No i miał premierę już w wolnej Polsce, czego nie można powiedzieć o "Lisie i Psie", który został zdubbingowany dopiero w latach 90-tych, ponad 10 lat po premierze, która w Polsce raczej się nie odbyła ze względu na stan wojenny. Stąd jest tak zapomniany i niedoceniony.
A widziałeś "Fantazję", "Bambi'ego" i "Piękną i Bestię"? Nie wspominając o wymienionym "Królu Lwie", moim zdaniem to właśnie najlepsze filmy Disneya. "Lis i pies" to też ładny film (momentami przypominał mi "Bambi'ego"), ale szkoda, że np. Max nie zginął pod kołami pociągu. Bo wtedy Miedziak i Amos mieliby prawdziwy powód, żeby ścigać Todda. Max tylko złamał nogę, czemu po części sam był winny, więc Todd w sumie nic takiego nie zrobił. Nie zabił ani jednej kury Amosa, tylko przypadkiem, jako mały lisek, wbiegł do kurnika, uciekają przed Maksem.
Za to Amos zabił matkę Todda, więc to Todd ma powód, żeby chcieć się zemścić na Amosie. A tymczasem w ogóle nie wprowadzono tu takiego wątku.
Widziałem wszystkie filmy Disneya. :-)
Owszem, Max mógł zginąć. To by wprowadziło większą dramaturgię, natomiast rozumiem twórców którzy pilnowali, aby najnowsza produkcja nie była kontrowersyjna i nie przyniosła strat. Lis i pies to film, dzięki któremu mogły powstać takie dzieła jak Mała Syrenka, Aladyn czy Piękna i Bestia.
Wiesz, ostatecznie "Króla Lwa" też można by nazwać kontrowersyjnym, bo tam ojciec głównego bohatera został zamordowany, i to przez własnego brata, który chciał objąć tron - a mimo to okazało się, że ryzyko się opłaciło.
Cenię filmy, które podejmują ryzyko. "Lis i Pies" takiego ryzyka nie podjął, choć mógł. Dla mnie film byłby lepszy, gdyby Max zginął. I nie przeszkadzałoby mi, gdyby w finałowej scenie zginął Amos.
Film jest dobry, ale do filmu bardzo dobrego trochę mu brakuje.
Film "Tajemnica IZBY" Dona Blutha podejmuje większe ryzyko niż filmy Disneya w tamtych czasach i niż później filmy Dream Works, a jednak też został bardzo wysoko oceniony. O wiele wyżej niż "Lis i Pies".
Myślę, że tu bardziej trzeba patrzeć na czasy w jakich powstawały owe filmy. W Europie wiadomo co się działo i film z takim scenariuszem nie przeszedł by przez cenzurę. Wyraźnie widać, że po Królu Lwie następne filmy od razu pokazywały wątek śmierci i widocznych ciał: Pocahontas, Mój brat niedźwiedź, Atlantyda, Herkules, Księżniczka i żaba czy też Tarzan. Wcześniej przychodzi mi na myśl prócz Bambiego tylko Księga Dżungli i Śpiąca Królewna, ale tam Aurora i Baloo żyją dalej. ;-)
Zaraz, to w Europie w 1981 panowała cenzura na filmy pokazujące sceny śmierci?
W 1982 powstała "Tajemnica IZBY", tam też są dwie sceny śmierci, i widoczne ciała zabitych.
Fakt, dla wytwórni Disneya "Król Lew" stanowił swego rodzaju cezurę. Choć możliwe, że Don Bluth (były animator Disneya swoją drogą), stanowił dla studia pewien wpływ z zewnątrz, ośmielił twórców. No i możliwe, że np. japoński "Grobowiec Świetlików" też miał wpływ na zmianę podejścia ludzi z Disneya.
Po tym jak Disney w Bernardzie i w Biance wywołał aferę na cały świat, to musieli uważać. :D Ja nie zmieniam jednak zdania i uważam, że Lis i Pies to najbardziej poruszająca mnie animacja Disneya. Może dlatego, że Króla Lwa, Bambiego, Dumbo, Zakochanego Kundla czy też Śnieżkę znałem od dzieciaka. Tą obejrzałem już jako dorosły facet. I dobrze.
Była. W Bernardzie i Biance ktoś przykleił w pewnym momencie zdjęcie gołego babska.
Odkryto to jakieś dwadzieścia lat po premierze i wycofano część kopii z obiegu...